Nie jest łatwo walczyć o syna, kiedy zaatakowała go groźna choroba i kiedy patrzy się, jak na tym samym oddziale szpitalnym umierają dzieci. Ale pani Dorota i jej mąż nie poddają się. Do walki o zdrowie i życie syna potrzeba im jednak środków finansowych.
Kubuś w lipcu skończy 6 lat. Do listopada ub.r. był zdrowym, pogodnym i pełnym energii chłopcem. Niestety we wrześniu zaczął chorować. Zaczęło się, jak mówi jego mama Dorota Podlasek, od zapalenia oskrzeli. Potem chłopiec łapał wirusa za wirusem.
- Gorączka utrzymywała się długo, więc poszłam do lekarza. Czułam, że z dzieckiem dzieje się coś niedobrego, że walczy z jakąś chorobą - opowiada. Poprosiła o zrobienie dodatkowych badań krwi. Wyszło w nich, że Kubuś ma czterokrotnie podwyższoną liczbę białych krwinek. Badania powtórzono i niestety dały taki sam rezultat. - Lekarz zaczął pytać nas, czy w rodzinie były przypadki białaczki. Nie było. Usłyszeć coś takiego dla matki to jest dramat - wspomina pani Dorota, która obecnie jest z synkiem i mężem w Szpitalu Uniwersyteckim w Warszawie na badaniach. Jeżdżą tam co tydzień. Wcześniej, od listopada, była tam z synkiem dwa miesiące non stop. - To ciężkie przeżycie, zwłaszcza jak obok umierają dzieci. Tamtym razem reanimowano jedno dziecko, a inne, pięcioletnie, zmarło. Dziś (14 lutego br. - przyp.red.) zmarła 7-letnia dziewczynka - mówi drżącym głosem tomaszowianka.
Ale jej syn ma szansę wyzdrowieć. W Warszawie podczas tamtego pobytu wykluczono białaczkę, ale podano inną, złowrogo brzmiącą diagnozę. Podczas prześwietlenia lekarze wykryli niepokojący cień pod płucem. Okazało się, że jest to chłoniak Hodgkina, czyli ziarnica złośliwa. Choroba ta najczęściej rozwija się w węzłach chłonnych i początkowo szerzy się na pobliskie okolice i do kolejnych węzłów chłonnych, z czasem dochodzi do przerzutów do odległych węzłów chłonnych, a także do narządów pozawęzłowych (np. płuc, wątroby, kości, szpiku).
- Kubuś jest już po jednej chemii, teraz czeka go kolejna i za trzy miesiące następna. Daje ona niestety skutki uboczne. Synka bolą nogi, jest słaby. Czasem przychodzi taki dzień, że tylko leży. Potem następuje poprawa i za dzień, dwa znów rwą go nóżki, ciężko mu chodzić. Noszę go wtedy po domu, np. do toalety, bo nie może sam pójść. Ciężko patrzeć, jak beztroskie i wesołe dotąd dziecko nie ma siły - mówi pani Dorota.
Ma jeszcze trzech starszych synów, jednego w wieku 15 lat i dwóch 9-letnich bliźniaków. Poza tym jej mąż Zbigniew ma jeszcze dwoje dzieci. 24-letnia Ola mieszka z nimi i pomaga w tych trudnych chwilach zająć się dziećmi i domem. Bez niej byłoby rodzinie ciężko. Psychicznie wspiera też rodzina. - Ja nie mogę podjąć teraz pracy, żyjemy tylko z pensji męża i 800 plus na dzieci - przyznaje tomaszowianka.
Same wyjazdy do Warszawy kosztują. Kiedy jest z Kubusiem w szpitalu, pozostałe dzieci tęsknią. - Kiedy byliśmy tu dwa miesiące, dzieci płakały i pytały, czy wrócimy do domu. Zawsze o Kubusia pytają, martwią się - wzrusza się pani Dorota.
Dziś, kiedy wielu ludzi normalnie pracuje, spełnia obowiązki, obchodzi walentynki, a dzieci uczą się w szkołach i bawią w przedszkolach, ona czuwa z mężem przy szpitalnym łóżku. Jakub miał zrobione USG, czekają na rezonans. Tylko od jesieni przeszedł szereg badań, pobrań krwi, bólu i strachu. Chemia jest bardzo agresywna. Miał dren w płucach przez dwa tygodnie, bo była w nich woda. Chciałby chodzić do przedszkola i spotykać się z rówieśnikami i być z rodzeństwem jak dawniej.
- Dlatego zwracam się z uprzejmą prośbą o wsparcie dla mojego Kubusia. Wierzę, że wraz z pomocą ludzi dobrego serca uda nam się pokonać tę okropną chorobę. Każda, nawet najmniejsza wpłata jest dla nas niezwykle ważna - mówi mama chłopca.
Zbiórka na leczenie i rehabilitację chłopca prowadzona jest na stronie https://www.siepomaga.pl/kuba-podlasek?fbclid=IwAR3trGn_XKNgTzUjy0Ei2XDB1SN079HFzhktZTY6lHusDwWAD-x8fAPBkNA. Można go też wesprzeć, przekazując swoje 1,5 proc. podatku: numer KRS 0000396361, Cel szczegółowy 1,5% 0460733 Jakub.
J.D.