Romualda Dziubałtowska ze Smardzewic świętowała setne urodziny. – Mama przyjmowała gości przez trzy dni. Była zmęczona, ale szczęśliwa – mówi jej syn Tadeusz. Jubilatka pamięta czasy II wojny światowej, zesłania na prace przymusowe do III Rzeszy, ale też radosne chwile związane z życiem rodzinnym. – Babcia często wraca do wspomnień sprzed lat. Szczególnie do czasów, kiedy poznała dziadka – dodaje jej wnuczka Marta.
Pani Romualda urodziła się 31 stycznia 1925 r. w małej miejscowości Brzozówka (w powiecie augustowskim na Podlasiu). Wychowała się w wielodzietnej rodzinie (miała czterech braci oraz siostrę Honoratę). Jej rodzice, Czesława z Sienkiewiczów i Franciszek Korzun, utrzymywali się z pracy na roli.
Zesłana na prace przymusowe
Rodzinę Korzunów dotknęła tragedia II wojny światowej. Jeden z braci pani Romualdy – Marian zginął w czasie działań wojennych. Natomiast ona trafiła na prace przymusowe. – Dwa razy uciekała z łapanki, za trzecim razem już się nie udało. Miała chyba 17 lat, kiedy trafiła do Königsbergu w Prusach Wschodnich. Tak Niemcy nazwali Królewiec, który dzisiaj jest rosyjskim miastem i nazywa się Kaliningrad. Mama została opiekunką w niemieckiej rodzinie. Musiała zajmować się tam szóstką dzieci – wspomina Tadeusz, syn pani Romualdy.
