– przyznaje tomaszowianka Klaudia Koścista, którą od końca lutego możemy oglądać w jednej z głównych ról w telewizyjnym serialu "Szpital św. Anny". O tym, kiedy poczuła, że jednak chce być aktorką, jej początkach w zawodzie i planach rozmawia Marzanna Majewska.
– Klaudio, kiedy po raz pierwszy pisaliśmy o tobie, byłaś nastolatką i zaczynałaś swoją przygodę z amatorskim Teatrem Trzcina, prowadzonym w Tomaszowie Mazowieckim przez Karinę Górę. Teraz jesteś już aktorką zawodową, ale ciekawi mnie, jak z perspektywy lat wspominasz ten czas. Co dało ci to doświadczenie?
– To był magiczny czas! W zasadzie moja droga aktorska zaczęła się właśnie w Teatrze Kariny Góry. To ogromny przywilej móc w tym trudnym, licealnym okresie dojrzewać i kształtować swój gust pod okiem tak wyjątkowej i empatycznej osoby, jaką jest Karina. Na każdej próbie zarażała nas pasją do teatru, dawała przestrzeń do eksperymentowania, a jednocześnie wymagała zaangażowania, skupienia i pracy twórczej. Myślę, że właśnie tam narodziła się moja determinacja, by walczyć o swoje miejsce w tym zawodzie.
– Byłaś pewna, że aktorstwo to twoje przeznaczenie i bez wahania zdawałaś do szkoły filmowej, czy jednak miałaś jakiś plan awaryjny?
– Aktorstwo nie było moim dziecięcym marzeniem. Kiedy byłam małą dziewczynką, nie myślałam o tym zawodzie. Recytowanie wierszy czy czytanie na głos w klasie zawsze wiązało się u mnie z ogromnym stresem. Zanim wybrałam profil licealny, skonsultowałam się z Agnieszką Kadłubowską, moją nauczycielką ze szkoły muzycznej. Dała mi do zrozumienia, że każdy artystyczny zawód wiąże się z dużą niestabilnością, dlatego zdecydowałam się zdawać do klasy biologiczno-chemicznej. Jednak szybko serce wygrało z rozsądkiem... Wszystkie drogi i decyzje, które podejmowałam, zaprowadziły mnie do drzwi łódzkiej filmówki.
– Studiowałaś na Wydziale Aktorskim PWSFTviT w Łodzi. Czy ten czas utwierdził cię w przekonaniu, że dokonałaś właściwego wyboru, czy może zweryfikował twoje wyobrażenia o tym zawodzie?
– Zdecydowanie zweryfikował. Filmówka to miejsce, które potrafi zarówno uskrzydlić, jak i zderzyć cię z rzeczywistością. Miałam momenty pełne euforii, ale i chwile zwątpienia. Zrozumiałam, że ten zawód to nie tylko wyobraźnia, emocje i magia, ale także wiele wyrzeczeń, ogromna odporność psychiczna oraz umiejętność radzenia sobie z porażkami, stresem i presją.
– Filmówkę skończyłaś w 2022 roku, ale już podczas studiów udało ci się stanąć przed kamerą i na scenie. To chyba pomogło ci nabrać dodatkowego doświadczenia?
– Każde doświadczenie na planie czy scenie jest cenne. Uczy oswajania się z kamerą, słuchania partnerów, pracy w różnych warunkach. Mój pierwszy profesjonalny plan to, o ile się nie mylę, serial "Motyw" w reżyserii Pawła Maślony. Pamiętam ten casting jak dziś i uwagi, które dostawałam od reżysera obsady Piotra Bartuszka. Takie doświadczenia przed kamerą, udział w etiudach studenckich, castingach – to wszystko jest bardzo ważne! Dzięki temu, gdy przyszły większe projekty, czułam się pewniej. Rok później wygrałam swój pierwszy poważny casting do produkcji Netflixa "Otwórz oczy". To było na trzecim roku studiów. Był to drugi polski serial oryginalny dla tej platformy, więc stres i presja były ogromne.
– W 2023 roku na ekrany wszedł film "Błazny" w reżyserii Gabrieli Muskały. To był film dyplomowy twojego rocznika. Chyba wyjątkowy, bo próbujący odpowiedzieć na pytania o istotę aktorstwa, trudności tego zawodu i poświęcenia, jakie są konieczne, by osiągnąć sukces. Pokazywał szkołę filmową i teatralną niejako od kulis.
– Dokładnie tak! "Błazny" to projekt, który mocno nas wszystkich poruszył, bo dotykał naszej aktorskiej rzeczywistości. To nie była laurka dla zawodu aktora, lecz brutalna prawda – pokazaliśmy lęki, ambicje, frustracje. Cieszę się, że miałam szansę być częścią tego projektu i zagrać u boku nie tylko moich kolegów i koleżanek z roku, ale także takich artystów jak Krystyna Janda, Robert Więckiewicz, Zbigniew Zamachowski, Jan Englert, Oskar Hamerski. Z perspektywy czasu uważam, że to piękna pamiątka.
– Potem przyszły kolejne role. Zagrałaś chłopkę Adę w serialu "Matylda", który mogliśmy oglądać w ubiegłym roku. Dobrze czułaś się na planie? Polubiłaś swoją bohaterkę?
– Tak! To chyba do tej pory moja ulubiona rola! Przygotowania do zdjęć były bardzo intensywne – dużo czytałam, odwiedzałam skanseny, rozmawiałam z historykami, analizowałam ówczesną rzeczywistość i gwarę. Bardzo pomogła mi w tym książka "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Joanny Kuciel-Frydryszak. Gorąco ją polecam! Plan był wspaniałą przygodą – czułam się, jakbym grała moją praprababkę. Kostiumy, scenografia – wszystko pozwalało naprawdę poczuć klimat tamtych czasów. Myślę, że sentyment po tym projekcie zostanie ze mną na długo.
– Od 24 lutego na antenie TVN emitowany jest serial "Szpital św. Anny", w którym wcielasz się w postać Marty, ratowniczki medycznej. Opowiedz nam coś więcej o swojej bohaterce i jej filmowych perypetiach. No i, oczywiście, zdradź jakieś smaczki z planu.
– Marta to twarda dziewczyna – góralka, która nie dostała się na medycynę. Jest uparta, nie boi się wyzwań i bywa bezkompromisowa, ale jednocześnie to lojalna, oddana przyjaciółka i przede wszystkim dobry człowiek. Gdyby kiedykolwiek mnie się coś stało, chciałabym, żeby ktoś taki jak ona przeprowadzał akcję ratunkową. W scenariuszu jest mnóstwo intensywnych scen – reanimacje, dramatyczne interwencje... Mieliśmy dwa szkolenia medyczne na planie, bez tego ani rusz. Zapraszam serdecznie przed telewizory! Serial można oglądać na TVN od poniedziałku do środy o godz. 17.40.
– Jak twoją obecność na ekranie odbierają bliscy? Masz poczucie, że stajesz się coraz bardziej rozpoznawalna?
– Rodzina i znajomi kibicują mi od początku. Jestem ogromną szczęściarą, że mam wokół siebie tylu życzliwych ludzi. Każdemu, kto mnie wspiera, śledzi moje poczynania i dzieli się swoimi emocjami, jestem ogromnie wdzięczna – to dodaje mi sił do dalszej pracy. Jeśli chodzi o rozpoznawalność, uważam, że to spore brzemię. To niezbyt przyjemny skutek uboczny mojej pracy. Zdarzają się takie sytuacje, oczywiście. Idę prywatnie na zakupy i zauważam, że ktoś w sklepie zaczyna zachowywać się inaczej, gdy mnie rozpozna... To się dzieje, ale na razie jest na takim poziomie, że mogę normalnie funkcjonować.
– Chyba dość trudno w dzisiejszych czasach przebić się w aktorskim świecie. Masz na to jakiś patent?
– Myślę, że nie ma jednego sprawdzonego sposobu. Ta branża jest wymagająca pod wieloma względami. Każdy ma swoją własną drogę do przejścia. Trzeba być konsekwentnym, wierzyć w siebie, nieustannie się rozwijać i ciężko pracować. I tyle. Na pewno bez dobrego agenta czy agencji aktorskiej sukces jest dużo trudniejszy do osiągnięcia. Poza tym sukces to pojęcie względne (puszczenie oczka).
– Na stronie twojej agencji aktorskiej można znaleźć wiele ciekawych informacji. Nie tylko umiesz tańczyć i śpiewać, ale także jeździsz konno, uprawiasz jogę, akrobatykę, karate, kickboxing, a nawet chodzisz na szczudłach. Czy to twoje pasje, czy może zdobyłaś te umiejętności przy okazji pracy nad rolami?
– To umiejętności, które często przydają się w mojej pracy. Na szczudłach nauczyłam się chodzić w liceum, jazdy konnej i pływania – na studiach. Do spektaklu Marcina Wierzchowskiego nauczyłam się grać na harmonijce hymn Polski. W tym zawodzie nigdy nie wiadomo, co okaże się przydatne do roli, dlatego staram się w miarę możliwości stale poszerzać wachlarz swoich umiejętności.
– Czy poza aktorstwem masz jeszcze czas na inne zajęcia?
– Każdy dzień wygląda inaczej! Kiedy pracuję na planie, rytm dnia jest podporządkowany zdjęciom. Zdarza się, że muszę nauczyć się co tydzień nawet 50 stron dialogów, co wymaga ogromnego skupienia. Poza okresem intensywnej pracy staram się dbać o kondycję, jak najczęściej odwiedzać bliskich i cieszyć się życiem. Jeśli mam wolny wieczór, lubię zaszyć się przed telewizorem, jak każdy, albo spotkać się z przyjaciółkami.
– Jakie masz plany na najbliższy czas? Możemy spodziewać się kolejnych ról?
– Na razie nie mogę zdradzić szczegółów, ale mogę powiedzieć, że do końca roku bezrobocie mi na szczęście nie grozi.
– Trzymamy kciuki za twoją dalszą karierę! Dziękujemy za rozmowę.
– Dziękuję i pozdrawiam serdecznie każdą osobę, która doczytała ten wywiad do końca (uśmiech).
Fot. główne TVN WBD
Fot. miniatura (TVN WBD/fot. Marlena Bielińska)