Tak o sobie mówi Rafał Chmielewski, były łyżwiarz, a obecnie raper, zawodnik ninja, a przede wszystkim mąż i ojciec. – Byłem na dnie. Dzięki pomocy mojej małżonki Gosi wyszedłem z nałogu. Odstawiłem alkohol i narkotyki. Od 10 lat jestem trzeźwy. Mogę powiedzieć, że dostałem drugie życie. Jestem szczęśliwym człowiekiem – dodaje "Dobry Chmiel".
– Rafale, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Co prawda czterdziestkę będziesz świętował dopiero w przyszłym roku, ale niedawno obchodziłeś inny ważny dla ciebie jubileusz.
– Tak, dziękuję bardzo. Minęło 10 lat, od kiedy jestem trzeźwy. Jako młody człowiek pogubiłem się. Imprezy, alkohol, narkotyki. Stoczyłem się na dno. Z roku na rok było coraz gorzej, aż w końcu trafiłem do Monaru. Przez dekadę walczyłem o powrót do zdrowia, do normalnego życia. W końcu, w wieku 29 lat, udało się i można powiedzieć, że wtedy narodziłem się na nowo.
– Wcześniej byłeś obiecującym łyżwiarzem, nawet medalistką mistrzostw Polski.
– Łyżwiarstwo w KS Pilica uprawiałem od dziecka, od szkoły podstawowej. Specjalizowałem się w biegu na 1000 m, byłem nawet mistrzem Polski w drużynie. Wszystko szło w dobrą stronę. Szykowałem się do mistrzostw Polski juniorów. Miałem 19 lat i... po prostu poszedłem złą drogą. Później tego bardzo żałowałem, tej straconej sportowej szansy. Zapłaciłem za grzech młodości. Kiedy po 10 latach uporałem się z nałogiem, wróciłem na rok na tor łyżwiarski. Wystartowałem w mistrzostwach Polski mastersów. Oczywiście forma już była nie ta, nie ten wiek, ale udowodniłem sobie, że nadal potrafię. To było dla mnie bardzo ważne.
– Zacząłeś uprawiać też inne dyscypliny, również ekstremalne.
– Potrzebowałem tego wysiłku, tej adrenaliny. Po prostu zacząłem robić rzeczy, które gdzieś w młodości zaniedbałem. Wróciłem do freestylowej jazdy na rolkach, na rowerze, na snowboardzie, nartach czy w głębokim śniegu. Zacząłem wymyślać też inne sporty. Moja głowa, mój organizm tego potrzebuje.
– Jedną z dyscyplin stały się biegi długodystansowe z przeszkodami (OCR) i biegi na torze ninja.
– Tak, uprawiam je już czwarty rok. Nawet muszę się pochwalić sukcesami. Na zawodach Ninja Run, organizowanych przez Wiktora Wójcika w Smardzewicach, zająłem trzecie miejsce. A tam ścigają się najlepsi w kraju.
– Podobnie jak Wiktor wystąpiłeś też w popularnym programie telewizyjnym Ninja Warrior Polska.
– Debiutowałem w dziewiątej edycji, jeszcze w starej formule, dotarłem do półfinału. Ostatnio brałem też udział w 11. edycji Ninja vs. Ninja, czyli bezpośredniej rywalizacji na sąsiednich torach. Wygrałem pierwszy bieg, w drugim musiałem uznać wyższość rywala. Dzięki dobremu czasowi jako lucky loser awansowałem do kolejnej rundy, ale tam przeciwnik był lepszy.
– Udział w tym programie był dla ciebie bardziej formą sprawdzenia się czy po prostu rywalizacją sportową?
– Zdecydowanie chciałem się sprawdzić. Od dziecka śledziłem japońskie edycje programu. Przygotowanie kosztowało mnie mnóstwo pracy, takiej intensywnej przez dwa lata. Na wielu płaszczyznach siłowo, wydolnościowo, wspinaczkowo, bo ważny jej chwyt, jednak najważniejsze są aspekty techniczne. Trzeba się nauczyć, jak pokonywać przeszkody, umiejętnie dysponować siłami. Tak żeby stres nas nie sparaliżował na trasie. Trzeba też pamiętać, że jest to konkurencja kontuzjogenna. Sam się o tym przekonałem, kiedy doznałem urazu barku.
– Jesteś nie tylko sportowcem, ale też muzykiem. Występujesz jako "Dobry Chmielu".
– Muzyka fascynowała mnie od dziecka. Kiedyś pisałem tylko do szuflady, ale z czasem stała się sposobem na radzenie sobie z emocjami. Dużo rzeczy, które mnie niepokoiły, wewnętrznie gryzły, wyrzucam z siebie właśnie poprzez rap. "Dobry Chmiel" stał się dla mnie symbolem nowego, lepszego życia.
– Masz już w dorobku kilka albumów, w sieci można oglądać klipy do twoich utwór. Ten ostatni – "Idź dalej" – jest wyjątkowy, z przekazem dla dzieci, młodzieży, żeby rozwijali swoje talenty, nie poddawali się.
– Tak, w dzisiejszym świecie młody człowiek może poczuć się zagubiony. Ważne, żeby szedł swoją drogą, nie ulegał złym pokusom. W Tomaszowie występowałem w Młodzieżowym Teatrze do spraw Ciężkich Janusza Dziubałtowskiego. Z moim kolegą terapeutą jeździmy po szkołach, Monarze, różnych miejscach. On jest DJ-em, ja rapuję. Nasza muzyka może być swoistym przekazem dla dzieci i młodzieży. W codziennych problemach, trudnościach nie mogą zostać sami. Muszą mieć kogoś, kto potrafi do nich dotrzeć, wysłuchać, porozmawiać.
– W "Idź dalej" towarzyszą ci dzieci. Rodzina jest dla ciebie bardzo ważna?
– Najważniejsza. To całe moje życie. Wiadomo sport, muzyka, ale bez najbliższych nie dałbym rady. W każdej trudnej sytuacji potrzebujemy pomocnej dłoni. Nie poradziłbym sobie bez mojej żony Gosi. Poznaliśmy się jeszcze zanim trafiłem do ośrodka odwykowego. Właśnie dzięki niej podjąłem leczenie. Nie zostawiła mnie, była ze mną w najtrudniejszej chwili. Bardzo dużo jej zawdzięczam. Mamy wspaniałe dzieci. 5-letnia Zoja uprawia akrobatykę, Mikołaj ma 6,5 roku i ćwiczy taekwondo. Razem z tatą skaczą też po przeszkodach. Rodzinnie startowaliśmy w Vikings Run. Dużo czasu poświęcam na sport, treningi. Ktoś może powiedzieć, że mógłbym go poświęcić dzieciom, rodzinie. Jednak dzięki aktywności fizycznej i psychicznej mam w sobie dużo pozytywnej energii, którą mogę obdarowywać najbliższych. Jeśli odstawiam sport, zaczynam się źle czuć.
– Jesteś człowiekiem orkiestrą. Prowadzisz też w Arenie Lodowej wypożyczalnię łyżew.
– Jeździłem także na taksówce, pracowałem przy kostce brukowej. Zrobiłem sobie uprawnienia do kierowania autobusami. Nie daję się (śmiech).
– Możesz dzisiaj powiedzieć, że jesteś szczęśliwym człowiekiem?
– Tak. Takiego szczęścia życzę wszystkim.
– Dziękuję za rozmowę.
Adrian Grałek
Fot. FB Rafał Chmielewski





Komentarze