– mówi nam Nikolas Gaitis, który na Spalskim Hubertusie Jeździeckim prezentował się w stroju wojownika tatarskiego. Brał udział w pokazach z grupą kaskaderską. Opowiedział nam też o swoich zainteresowaniach i korzeniach.
– Z Kasztelanią Inowłodzką i kasztelanem Piotrem Pastusiakiem znacie się od lat z różnych imprez rekonstruktorskich. Teraz można spotkać was na hubertusie.
– Tak, od prawie 800 lat. Czyli czasów najazdu tatarskiego i bitwy pod Legnicą (śmiech). Ogień wtedy był wielki, ale bram nie otworzyli (śmiech). A tak na serio, to znamy się od wielu lat. Staramy się przypominać ważne wydarzenia z historii Polski.
– A w jakiej roli występuje pan dzisiaj?
– Gościnnie z grupą Apolinarski. Prezentuję strój i uzbrojenie tatarskie. Mongołowie przecież byli świetnymi jeźdźcami. Biorę też udział w pokazach dżygitówki, czyli akrobatyki konnej.
– Dużo jest grup rekonstruktorów wojsk polskich (różnych epok), niemieckich czy rosyjskich, ale tatarskie rzadko się spotyka. Dlaczego się pan tym zajął?
– Jak widać po mojej twarzy, mam ku temu atrybuty (śmiech). Zaczęło się przy okazji inscenizacji bitwy pod Legnicą. Rola Tatarów polskich w historii jest bardzo niedoceniana. Chciałbym przywrócić im należne miejsce. Przecież już w 1919 roku marszałek Józef Piłsudski utworzył pierwszy tatarski pułk. Ta formacja bardzo ofiarnie, ponosząc duże straty, walczyła w wojnie polsko-bolszewickiej. Później została wcielona do ułanów wileńskich.
– Zdaje się, że ułani też mają tatarskie początki.
– Tak od Aleksandra, ułana pułkownika oddziału tatarskiego w czasach saskich, na początku XVIII w. Pułk lekkiej jazdy kawalerii ks. Józefa Poniatowskiego też ma korzenie tatarskie. Takie przykłady w historii Polski można mnożyć.
– A skąd pan pochodzi?
– Z Gdańska, ale teraz mieszkam w Łodzi. Matka Polka, ojciec Grek. Tak więc jestem bardzo międzynarodowy (śmiech).
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Adrian Grałek





Komentarze