Z okazji jubileuszu 25-lecia Skansenu Rzeki Pilicy ze Zbigniewem Cichawą, pracownikiem merytorycznym placówki, który zna ją "jak własną kieszeń", rozmawia Joanna Dębiec.
Joanna Dębiec: – W Skansenie Rzeki Pilicy pracujesz aż 17 lat. Jak to możliwe?
Zbigniew Cichawa: – Tak, pracę w skansenie rozpocząłem 1 kwietnia 2008 roku. Swoją drogą świetna data (śmiech). Wtedy funkcjonował on jako samodzielna samorządowa instytucja kultury, a dyrektorem był Andrzej Kobalczyk. Dokładnie pracuję tam 17 lat i 30 dni. Nie żebym tak dobrze pamiętał, ale koleżanka mi to wyliczyła na konferencji. Jestem obecnie najdłużej ciągle aktywnym pracownikiem skansenu, biorąc oczywiście pod uwagę zmienioną 1 stycznia 2016 roku strukturę, gdy skansen wszedł w skład Miejskiego Centrum Kultury.
– Współpraca z Andrzejem Kobalczykiem to ciekawe doświadczenie. Jak to wspominasz?
– Z dyrektorem Andrzejem Kobalczykiem pracowałem przez pierwsze osiem lat i muszę przyznać, że wiele się wtedy nauczyłem. Poprawiłem swój warsztat pisarski, organizację pracy oraz opanowałem wiele nowych umiejętności, np. pisanie artykułów czy tworzenie wystaw. No i dołożyłem swoją cegiełkę w rozbudowę skansenu.
– Potem dużo się zmieniło. Miasto utworzyło MCK i skansen od tej pory jest jego częścią.
– Tak, i moje subiektywne odczucie jest takie, że najmilej wspominam pierwsze lata skansenu właśnie w strukturach MCK. Chodzi o lata 2016–2019. Nie tylko dlatego, że kierowałem wtedy skansenem (śmiech), ale przede wszystkim dlatego, że pracował tam wówczas zespół wyjątkowych ludzi, którym na sercu leżało działanie na jego rzecz i z którymi przez cztery lata zdołaliśmy zrobić niesamowite rzeczy. Nie tylko uporządkowaliśmy skansen, przeprowadziliśmy kompleksową inwentaryzację, ale przede wszystkim udało się udostępnić dla turystów nowe obiekty. Wyremontowane i otwarte z tematycznymi wystawami zostały budynki wartowni, brogu, carska toaleta, całość parteru i strychu młyna oraz część "stacyjki Reymonta". To wszystko, łącznie z organizowaniem nowych cyklicznych imprez typu "Słodka Niedziela" czy "Piknik Militarny" oraz warsztatów "Od ziarenka do bochenka" zaowocowało zwiększeniem frekwencji do prawie 40 tysięcy turystów w 2019 roku. Takiej ekipy, jaką miałem zaszczyt kierować, może pozazdrościć każdy zwierzchnik. Oczywiście wtedy nie do końca to doceniałem.
– Potem nie było już chyba tak kolorowo, m.in. przez różne zmiany, poczynając od personalnych po organizacyjne?
– Tak. Przyszły nieco trudniejsze lata, głównie dlatego, że nałożyły się na siebie zmiany organizacyjne, pandemia oraz z różnych przyczyn część zespołu odeszła ze skansenu. Na szczęście od jakiegoś czasu wychodzimy na prostą i to bardzo cieszy.
– Co jest najciekawszego w tej pracy z twojej perspektywy?
– Ludzie. Skansen to miejsce wyjątkowe, ale takie miejsca tworzą wyjątkowi ludzie. Miałem szczęście, że wielu takich napotkałem na swej drodze, pracując w skansenie i grotach. Nie tylko współpracowników, ale także innych pasjonatów, regionalistów czy zwiedzających. Praca wśród wyjątkowych ludzi i dla ludzi daje niezwykłą satysfakcję. Działając w kulturze, mam poczucie, że wpływam na jej funkcjonowanie i pozytywne oddziaływanie na innych. A gdy czasami mam wątpliwości, czy to, co robię, ma sens, to wystarczy, że ktoś podejdzie, powie co i jak bardzo mu się podoba w skansenie czy grotach, pogratuluje oprowadzania i od razu odzyskuję energię. A jak jeszcze jest się docenionym przez szefa, to cieszy (śmiech).
– Po prostu lubisz ludzi...
– Uwielbiam przebywać i działać z ludźmi, którym się chce coś robić dla innych. To daje niesamowitą energię i to dzięki takim ludziom można zmieniać siebie i świat na lepsze.
– A który moment był dla ciebie najtrudniejszy?
– Zawsze to były sprawy administracyjne. Muszę uczciwie przyznać, że jako kierownik często obarczałem nimi innych. Nie zawsze to się udawało, więc tzw. papierologii także musiałem się nauczyć. Jak to mówimy w Szlachetnej Paczce, w której również działam, nie ma problemów, są wyzwania.
– Wyzwania są też ciągle przed skansenem. Jak to widzisz?
– Według mnie największym wyzwaniem będzie stworzenie nowej wizji dla rozwoju skansenu – najprościej mówiąc, co i jak zmieniamy, jak odpowiadamy na nowe wyzwania i jak skansen ma wyglądać w przyszłości. Może nie za kolejnych 25 lat (śmiech), ale chociaż za dziesięć. Wymaga to odpowiedniego zespołu ludzi, współpracy z innymi instytucjami i pasjonatami oraz oczywiście dalszej życzliwości i otwartości na potrzeby skansenu ze strony władz miasta.
– Bez pieniędzy ciężko coś robić.
– Owszem, ale akurat na rozwoju skansenu miasto tylko zyskuje i nasze władze doskonale to rozumieją. Nie dość, że skansen, wspólnie z Niebieskimi Źródłami i Grotami Nagórzyckimi, przyciąga dziesiątki tysięcy turystów i dla większości z nich jest to wizytówka Tomaszowa, to dodatkowo udało się stworzyć markę rozpoznawalną nie tylko w naszym regionie, ale i całej Polsce. I to jest powód do dumy.
– Macie jakieś konkretne pomysły?
- Jest ich wiele, ale są one na etapie konsultacji, będą zapewne wprowadzane stopniowo. Niektóre już w tym roku, ale na razie za wcześnie, aby je ujawniać. Bardzo cieszy fakt, że również Beata Stańczyk, nowa dyrektorka MCK bardzo pozytywnie podchodzi do wszelkich działań mających wpłynąć na dalszy rozwój skansenu.
– Dziękuję za rozmowę.
J.D
Komentarze