Piątek, 26 kwietnia 2024, Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

ARBUZI miejsce (proza)

 

Co jest najważniejsze?

 

Dobrze jest być artystą. Nawet wygodnie. Na co dzień ulega się burzom namiętności, sztormowi uczuć, poranną kawę zagryza się iście poetyckim natchnieniem, tkwi się na pograniczu jawy i snu nawet w najbardziej prozaicznym momencie pospolitego, październikowego dnia. Poza tym artyści wydają się tacy nieuchwytni. Nikt nie potrafi ich zrozumieć, ba, mało kto w ogóle próbuje. Może nawet taka próba ludzkiego porozumienia obraziłaby ich.

Oni tacy właśnie są - odpowiadają półsłówkami, gdy chcesz się czegoś dowiedzieć, zawsze takowego wyrywasz brutalnie z niebytu, w którym zdążył już pogrążyć się od ostatniej chwili interakcji ze społeczeństwem. Mają blade twarze i drżące wargi. Ubierają się tak, że każdy, widząc ich, tłumaczy sobie: "oni po prostu tacy są". Oni po prostu tacy są... A co z tymi, którzy tacy nie są? Natchnieni wieszcze z ogólniaka będą omdlewać ze wzruszenia z byle powodu, a ty, człowieku, żyj, gnij i licz logarytmy. Litości, ten syf zmiata z planszy 99.9% odważnie podejmujących próbę zrozumienia. Oblicz wszystkie logarytmy i znaj swoje miejsce w szeregu. To tak, jakby przy urodzeniu odczytywali ci list, który razem z tobą wychynął z ciemności: "Witaj, drogi ścisły umyśle. Zostałeś obdarzony wszelkimi cechami potwierdzającymi ten tytuł i pozbawiony wszelkich innych. Nie próbuj łamać zasad, wkrótce je poznasz. Szczęśliwej drogi już czas, trzymaj się". Bez podpisu. Chciałoby się wysłać odpowiedzieć: "Co za świat - nie do życia", ale adresu do korespondencji też nie ma. Wszyscy żyjemy w tym samym środowisku, na tej samej planecie, ale każdy jakby na innych zasadach. I nie można się wychylać. Nie zgłaszaj się do konkursu literackiego, bo jesteś z mat-fizu. Nie zachwycaj się przyrodą, bo to takie humanistyczne. I lepiej nie przyznawaj się, że słuchasz poezji śpiewanej. "Ty, taki umysł matematyczny?" - usłyszysz w odpowiedzi od zdumionej fizyczki, która ze zdziwienia przyjrzy ci się zza wielkich oprawek po raz pierwszy odkąd cię zobaczyła.

A jest się w tej szkole już trochę - w końcu to maturalna. Trzy lata straszenia maturą za sobą. Nauczyli mnożenia, pierwiastkowania i obliczania "x", a nie powiedzieli, co jest w życiu najważniejsze. Może na "humanie" o tym mówią, ci marzyciele nie wydają się przejmować niczym poza własnymi rozterkami. I - co najgorsze - dziewczynom się to podoba. Każda na to poleci. Dostanie wierszyk, sonecik czy inną piosenkę zagraną na romantycznej gitarze i już zakochana po uszy. Było coś takiego w radiu ostatnio - "wszystkie panny chcą artysty...". Za to na ścisłe umysły nikt nie patrzy, bo i co oni mają do zaoferowania - brak wrażliwości, czułości i zero miłych słów, bo, jak powszechnie wiadomo, matematycy uczuć nie mają. A niech ich szlag!

Takim nieskrępowanym nurtem płynęły myśli w głowie chłopaka, gdy najpierw jechał autobusem linii MZK, potem przeszedł 200 metrów na pieszo i pchnął drzwi Miejskiego Ośrodka Kultury. Chyba zbyt agresywnie - ocenił po reakcji spłoszonego pieska, kucającego nieopodal. Trochę go poniosło, w rzeczywistości nie myśli o "artystach" w taki sposób. Zresztą jego młodsza siostra jest na "humanie" - to na jej koncert przyszedł tutaj. Umówili się, że będzie pilnował wszystkich amatorów i niedorosłych sympatyków wśród publiczności, coby się za bardzo nie przywiązali do "prześlicznej wiolonczelistki". Jak w tej piosence! - ucieszona wykrzyknęła i poleciała do mamy pytać, czy wypada wystąpić w bladoróżowej sukience. Teraz widział - kiecka nie przeszła dalej po ocenie mamy, bo Gosia stała na scenie, wśród innych występujących, w ciemnej, bordowej spódnicy i czarnym swetrze z dekoltem w serek. Może to i lepiej... - pomyślał jeszcze nieuważnie, sunąc wzrokiem po reszcie twarzy na scenie. Mógł kogoś znać, bo, jak było mu powiedziane, większość z nich to uczniowie jego liceum albo Prusa. Właśnie zaczął zastanawiać się, czy chłopak przy pianinie nie mignął mu dzisiaj przed oczami przy wejściu do szkoły, kiedy na sali zgaszono światło i wszelki szmer wśród publiczności ustał. Pierwsza wyszła jakaś dziewczyna w niecodziennie kręconych włosach, śpiewała coś o przełamywaniu własnych słabości. Za nią było kilku chłopaków, w tym dwóch bliźniaków, którzy razem zaśpiewali "Dni, których nie znamy". Potem na scenie pojawił się tajemniczy dżentelmen z gitarą - od pierwszych uderzeń w struny do ostatnich akordów wtórowały mu zachwycone i niezbyt tłumione westchnienia żeńskiej części publiki. W końcu do mikrofonu zbliżyła się Gosia. Małgorzata Brańczyk - usłyszał - "Niepewność". Bardzo ładnie jej to wyszło. Subtelnie, łagodnie. Potrafi śpiewać dziewczyna, nie ma co kryć. Miał właśnie zbierać się do wyjścia, ściągnąć z wieszaka kurtki zanim rzuci się w tamtą stronę cała widownia po ostatnich dźwiękach koncertu, jednak nagle usłyszał coś, co momentalnie przybiło go do fotela. Delikatny, kobiecy głos, ton po tonie, słowo po słowie, wyśpiewywał jego ukochaną piosenkę. Tę piosenkę, której słuchanie przerwał mu dzisiaj ćwierkot okolicznych wróbli. Siedział oczarowany i nieruchomymi oczami wpatrywał się w dziewczynę. Gruby, ciemnobrązowy warkocz delikatnie unosił się na jej piersi, kiedy brała oddech przed następnym wersem. Wyglądała podobnie do jego siostry - też ubrana w spódnicę i sweter - jednak widział w niej coś, co nie pozwalało mu oderwać wzroku. Kiedy oklaski rozległy się w sali i zapalono światła, poleciał szybko do wyjścia ze sceny. Minął po drodze tych rudych bliźniaków i swoją siostrę, powiedział, że za chwilę będzie. Wyleciał za dziewczyną na chodnik, widział, że za chwilę zniknie za zakrętem. Przyspieszył kroku i po chwili dogonił ją na przejściu dla pieszych.

 - Przepraszam najmocniej - wyrzucił z siebie i spróbował uspokoić zdyszany oddech

i kołaczące serce. Zdumiona dziewczyna odwróciła się jego stronę i spojrzała mu w oczy. Miała zielone oczy!

- Przepraszam bardzo - powtórzył, kiedy zorientował się, że patrzy w te oczy i nie mówi nic - Chciałem pogratulować występu. Naprawdę dobry koncert. I twoja piosenka też piękna. Znaczy, to nie twoja piosenka, tylko ty ją zaśpiewałaś, ale naprawdę podobało mi się. Taka urokliwa. Czekaj, chodzisz może do Żeromskiego?

Dziewczyna, ucieszona, zaśmiała się delikatnie i zawstydziła się, gdy dostrzegł jej zaczerwienione poliki.

- Nie "może", a na pewno - odrzekła radosnym głosem i wskazała na autobus, który zwalniał swój bieg, aby po chwili zatrzymać się na przystanku przy ul. Warszawskiej.

 - Wsiadam, a ty?

- Ja też wsiadam - odparł bez namysłu i znów musiał przyspieszyć kroku, aby dorównać dziewczynie. Przed wejściem do autobusu zatrzymał się, jakby tknięty przeczuciem, i spojrzał na pytający wyraz twarzy solistki. Rzadko tak się zdarza, żeby Bóg tknął palcem człowieka

w kluczowym momencie jego życia i - w tym samym momencie - dał mu łaskę zrozumienia, co jest grane. Rzadko tak się zdarza, żeby mieć świadomość kroku, który się stawia, drogi, którą się podejmuje. Rzadko tak się zdarza, żeby zatrzymać się w pół słowa, pół myśli, pół chwili

i zdać sobie sprawę, że miłość - to najważniejsze. Że każdy, stworzony z Miłości i do Miłości, dąży do Niej, szuka Jej i pragnie Ją odnaleźć już tutaj, na ziemi. Każdy jest do Niej przeznaczony i tęskni za Nią.

 A list, który Krzysiek otrzymał przy urodzeniu, wcale nie mówił o jego roli

w społeczeństwie ze względu na uzdolnienia analityczne. Odczytano go "do góry nogami", gdyż lekarz był zbyt zajęty tym, czym są zajęci lekarze przy porodach, a pielęgniarka - zachwycona małym niemowlęciem. Przez ich nieuwagę nie dowiedział się, że w liście został zapewniony o tym, co najważniejsze na świecie. Na szczęście, w sali obecny był Ktoś, kto obserwował przebieg akcji i zbadał malutkie, cichutko bijące serce małego chłopczyka. Ujął niepostrzeżenie jego rączkę i ucałował.

Pewnego pospolitego, październikowego dnia dziewczyna o imieniu Aniela przekazała mu w autobusie numer 8 prawdziwą treść listu. Opowiedziała mu o Miłości, która jest pierwszą zasadą życia na świecie i Tym, który kocha człowieka tak mocno, że stwarza go i spełnia pragnienia jego serca. Pewnego pospolitego, październikowego dnia Krzychu zobaczył życiodajną Miłość w dziewczynie, która zachwyciła go śpiewem na koncercie twórczości Marka Grechuty w Miejskim Centrum Kultury. Bóg ma poczucie humoru. W środku października uczy ludzi kochać.

Literacki Laur Arbuza Pokaż galerie

Pin It


TIT - Tomaszowski Informator Tygodniowy
Agencja Wydawnicza PAJ-Press

ul. Długa 82
97-200 Tomaszów Mazowiecki,
tel. 44 724 24 00 wew. 28 (biuro ogłoszeń)
tel. kom. 609-827-357, 724-496-306

WYRÓŻNIONE

Z nadejściem ciepłych dni na ulicac...

Budynek po dawnym Przedszkolu nr 3 ...

Gmina Rokiciny Siedemset złotych m...

W Chociwiu (gm. Czerniewice) w ogni...

Jeszcze raz przekonaliśmy się, że n...

W ostatnich dniach kierowcy musieli...

W minionym tygodniu na tomaszowskic...

Dwa lata temu Roland Cieślak był se...

W środę, 24 kwietnia, odbyła się se...

Zwołała ją Rada Gminy Lubochnia 23 ...

NAJNOWSZE

Budynek po dawnym Przedszkolu nr 3 ...

W środę, 24 kwietnia, odbyła się se...

W Chociwiu (gm. Czerniewice) w ogni...

Gospodarka nieruchomościami w Tomas...

...to tylko jeden z "subtelnych, ni...

Niewiele jest w Tomaszowie dzielnic...

Są w Tomaszowie ulice, które przypo...

Jeszcze raz przekonaliśmy się, że n...

Ciekawą ofertę przygotowało dla tur...

Witacz to znak ustawiany przy wjeźd...

 

Stan jakości powietrza według Airly
TOMASZÓW MAZOWIECKI