- tak zatytułowała swój list do naszej redakcji pani Iza.
W dobie dzisiejszych przetasowań na stołkach samorządowych włodarze miasta zapominają o sprawach mieszkańców, choć jak już wielu z nas zdążyło zauważyć, zapominają o nich od razu po objęciu świeżego mandatu. Stołek zmienia punkt widzenia.
Jeszcze do niedawna na folderach przedwyborczych Jarosław Batorski wraz z Markiem Kubiakiem chwalili się ulicą Koszykową, zapisując na swoje konto remont ulicy jako swój osobisty, wywalczony sukces. Nie do końca jest się czym chwalić. Gdyby przyjrzeć się bliżej, oko cieszy nowa nawierzchnia, chodniki, jednak zanim dokonano tych zmian ktoś zapomniał położyć nitkę gazu, a wiadomo każdemu, że gwarancja na drogę liczy się latami i żadnych prac w tym czasie wykonywać nie można. Dla wyjaśnienia - gaz został położony wyłącznie na odcinku Koszykowej od Dworcowej do ulicy Szczęśliwej, dalej już go zabrakło. Nie wiadomo kto zawinił, do błędu nikt się przyznać nie chce. Być może nie mieszka tu nikt ważny dla władzy, żaden partyjny kolega, który zadbałby o swoje dobro, a przy okazji skorzystaliby mieszkańcy. Tyle się w ostatnim czasie mówi o wymianie kopciuchów, a jednocześnie ogranicza się mieszkańcom wybór metody ogrzewania. Czujniki smogu w tej dzielnicy, od momentu gdy powstały, biją wszelkie rekordy i chyba bić dalej będą.
Od przyszłego roku zmienia się Dyrektywa Unijna i o gazie będzie można co najwyżej pomarzyć. Zostaje do wyboru pompa ciepła, na którą stać niewielu oraz kocioł na pelet wymagający większej powierzchni i miejsca składowania opału.
Od przeszło dwóch miesięcy petycja dotycząca gazu leży na biurku Pana Prezydenta, nikt jednak nie kwapi się, by mieszkańcom odpowiedzieć, są przecież ważniejsze sprawy zajmujące głowy włodarzy miasta - gdzie ulokować swych partyjnych kolegów. Czytamy wciąż, że Prezydent znów zatrudnia swoich, wszystko inne musi zatem poczekać. Gra na zwłokę wychodzi tej władzy jak widać najlepiej. Mieszkańcy ulicy Koszykowej znów zostali z niczym, choć jak już usłyszeli od adresatów tych pięknych folderów - nic z tym nie zrobimy.
Nie dziwi zatem coraz niższa frekwencja w wyborach samorządowych, bo i po co chodzić, skoro później i tak doświadczymy arogancji rządzących.