Wyprawa autobusem do Rawy trwa tyle, co lot z Warszawy do Paryża. Trzeba ponad godzinę wcześniej pojechać emzetką na dworzec albo skorzystać z taksówki, bo takie mamy "skojarzenia" z PKS i PKP. Jadę z pilnym skierowaniem do endokrynologa na niezarejestrowaną i nieumówioną rozmowę, zgodnie z życzeniem pani doktor.
Rawski dworzec, a raczej już tylko przystanek, niechlujstwem otoczenia i "tojki" przyprawia o mdłości i nawet nie czuję satysfakcji, że jest gorzej niż w Tomaszowie. W poradni okazuje się, że lekarka odwołała wizyty. Szlag mnie trafia (niczym politycy przepraszam za kolokwializm), na szczęście jestem pod opieką mojej byłej uczennicy i jej męża. Termin diagnozowania i podjęcia leczenia pozostaje w sferze kosmicznej fantazji. Ktoś powie: Co ona tu wypisuje o swoich problemach? Przecież tego typu problemy ma wielu mieszkańców naszego "grodu", z którego tak jesteśmy dumni.
Łatwo chwalić się sukcesami, sypać kasą na fikcyjne posady w szpitalu, trudniej zadbać o byt i ochronę zdrowia szarych ludzi z miasta i powiatu. Na pociechę dla tych, którzy nie doczekają, jest perspektywa ostatniej "wizyty" w okazałej kaplicy na Dąbrowskiej (z zarządcą). I tak zrobiło się trochę smutno. Czas na pozytywy: Upały nie odpuszczają, więdną drzewa i ludziom brakuje sił, ale przynajmniej nie ma much i komarów. Po słońce nie trzeba latać do Egiptu czy Bułgarii, wystarczy poleżeć nad Zalewem Sulejowskim, aby wypocząć tanim kosztem, zdobyć opaleniznę, która przestała być luksusem. Rzecz w tym, że sam pobyt nad zalewem dla wielu osób stanowi luksus. "Czterdziestka" jedzie przez Smardzewice, ale z przystanku do wody jest jeszcze spory kawałek drogi, trudny do przebycia dla starszych ludzi i małych dzieci. Są strefy miasta, z których trzeba dojechać do "dwójki", a że miejskie autobusy kursują jak kurują, więc nad zalew też jak do Paryża. Może w takim razie do Paryża? Przeżyliśmy dramat Igi Świątek, radość ze srebra Klaudii Zwolińskiej, cieszą "brązy", wciąż jeszcze mamy apetyt na więcej srebra i ukochane złoto. Nasi sportowcy się trudzą, walczą o podium w piekielnej spiekocie, a my, w fotelu – jedno kliknięcie, i już jesteśmy w Paryżu, na olimpiadzie. Takie zwyczajne, bez emocji, a pomyśleć, jak przeżywałam przyciśnięcie kontaktu, gdy na Kaczce postawiono słupy elektryczne. Żyjemy w czasach pełnych kontrastów – w sekundę lecimy pilotem do Paryża, a do specjalisty w Rawie, autobusem, też jak do Paryża. Ponownie wybieram się na rozmowę kwalifikacyjną do pani doktor, tym razem już z Tomaszowa pod opieką męża byłej uczennicy. Zachęcam młode osoby do wyboru zawodu pedagoga – można czerpać profity do końca życia. Przy okazji: Pozdrawiam wszystkich moich uczniów z "budowlanki".
Emilia Tesz