Wydawać by się mogło, że na naszym terenie współpraca między starostą a prezydentem nie układa się dobrze. Dochodzi do spięć, sporów. Jest jednak dziedzina, w której owa współpraca jest wzorowa - wręcz idealna.
Tą dziedziną jest obsadzanie stanowisk. Zgodnie z panującymi w naszym kraju przepisami radny miejski nie może zajmować stanowisk w jednostkach podległych miastu, a radny powiatowy w jednostkach powiatowych. Jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji? Oczywiście - dogadując się.
Pan - prezydencie - zatrudni moich radnych powiatowych, a ja - starosta - zatrudnię pańskich radnych miejskich. W moich radach nadzorczych będą pańscy ludzie, a w pana - moi. W tym układzie jakakolwiek kontrola poczynań władzy sprowadza się do gry pozorów. Ktoś tam pokrzyczy, wyrazi oburzenie, ale w ściśle określonych ramach. Nikt nikomu krzywdy nie zrobi, bo wraz ze zmianą układu głowy mogą polecieć i to hurtowo. W socjologii i prawie podobna sytuacja określana jest mianem korupcji instytucjonalnej - i kolejne mądre sformułowanie: wywołującej efekt mrożenia. Aby go wyjaśnić, posłużę się cytatem z tekstu Kazimierza Mordaki ze strony 33: Wszyscy na rozkaz ręka do góry, jakby mieli tylko dwa prawa - słuchać i milczeć.
Najlepszym tego potwierdzeniem jest fakt, że w ciągu ostatnich dwóch kadencji nie odrzucono żadnej, istotnej dla budżetu miasta i powiatu, decyzji prezydenta i starosty.
Z drugiej strony - większość radnych w opozycji do prezydenta (w powiecie to nie grozi, bo tam starostę wybiera większość radnych) to groźba sparaliżowania miasta.
Których zatem wybrać? Potulnych czy krytycznych? Najlepiej takich, którzy przeciwstawią się złym i nieprzemyślanym decyzjom, poprą mądre i dopracowane, i będą mieli wiedzę, by jedne od drugich odróżnić. Takich, których kariera zawodowa nie będzie zależna od decyzji prezydenta i starosty, i którzy nie idą do rady miasta/powiatu by swoje stanowiska utrzymać lub dostać nowe. Łatwo powiedzieć - trudniej zrobić. Ale spróbujmy - 7 kwietnia.
Andrzej Kucharczyk
Komentarze