9 lutego 1944 roku w wąwozie w tzw. Molkowym Rowie w Inowłodzu hitlerowcy rozstrzelali 30 cywilów. W rocznicę zbrodni zapłonęły tam znicze i zostały złożone kwiaty.
Egzekucja była odwetem za partyzancką akcję przeprowadzoną tydzień wcześniej w Brzustowie i zabicie w niej trzech niemieckich żandarmów. Aresztowani w ramach represji trafili do tomaszowskiego więzienia gestapo. Sąd Doraźny przy Komendanturze SS i SD dla Dystryktu Radomskiego 7 lutego wydał na nich wyrok śmierci, wykonany dwa dni później w Inowłodzu. – Widziałem to na własne oczy. W Brzustowie i w Inowłodzu Niemcy złapali 30 mężczyzn. Wśród nich byli nasi sąsiedzi, którzy wracali z pastwiska. Najpierw trzymano ich w areszcie na Zapiecku w Tomaszowie. Następnie rozstrzelano w dwóch grupach w wąwozie. Pamiętam dzień egzekucji. Byłem wtedy w tamtych okolicach u kolegi. Usłyszeliśmy strzały i wybiegliśmy zobaczyć, co się dzieje. Leżeli na ziemi rozstrzelani. Mieli na sobie białe koszule i kalesony. Zamordowani Polacy zostali pochowani we wspólnym grobie – wspominał kilka lat temu w rozmowie z nami nieżyjący już Marian Leksiński, mieszkaniec Inowłodza.
Po zakończeniu II wojny światowej szczątki pomordowanych zostały przeniesione na cmentarz w Inowłodzu. Miejsce, w którym spoczywają, jest odnowione. Tam w minioną niedzielę przedstawiciele władz gminy i uczniowie z miejscowej szkoły podstawowej złożyli wieńce i zapalili znicze. Odwiedzili też miejsce zbrodni w Molkowym Rowie. Stoi tam pamiątkowa tablica, na której opisana jest historia zdarzenia, są również imiona i nazwiska osób pomordowanych.
ag