Zamek w Inowłodzu przez weekend znów stał się średniowieczną twierdzą. W sobotę, 10 maja gościło tu 70 rekonstruktorów z całej Polski. Rycerze walczyli na miecze, strzelali z łuku, ale też ciskali kamieniem na odległość.
"Łżykwiat (po staropolsku kwiecień) kasztelański" kolejny raz otworzył sezon rycerski w Inowłodzu. Pogoda nie dopisała, ale wiatr, deszcz i niska temperatura nie przeszkodziły w dobrej zabawie. – Przyjechali do nas rekonstruktorzy z całej Polski, m.in. z: Gdańska, Suwałk, Krakowa, Łodzi, Poznania. Byli nawet Włosi, Norwegowie i Białorusini. Rozbili namioty na podzamczu, a część z nich nocowała w komnatach zamkowych – mówi nam Piotr Pastusiak, kasztelan zamku w Inowłodzu. – Wprowadziliśmy w tym roku pewną selekcję, weryfikację strojów. Rekonstruktorzy musieli być ubrani jak rycerstwo w czasach późnośredniowiecznych, czyli z około 1380–1420 roku – dodaje.
Łukiem, kamieniem, na miecze
Najbardziej podobały się pokazy walk na miecze – lekkozbrojnych i ciężkozbrojnych, którym przyglądała się loża dam. Zorganizowano też turnieje łuku historycznego (struganego z jednego patyka) i w ciskaniu kamieniem. W przypadku mężczyzn był cięższy niż kula w konkursie kulomiotów. Ważył około 8 kg, a najlepsi miotacze świata pchają przyrządem ważącym 7,26 kg. Kobiety w Inowłodzu ciskały kamieniem ważącym około 3,5 kg, czyli nieco lżejszym od kuli, którą posługują się sportsmenki (waży 4 kg).
Kasztelan Piotr Pastusiak i kasztelanowa Randia Filutowska-Pastusiak byli organizatorami tego wydarzenia. – Bardziej obserwatorami. Tym razem z żoną wspieraliśmy naszą drużynę "Kasztelanii Inowłodzkiej", nasze dzieciaki, które wszystko przygotowały. Imprezę, ze względu na ten układ, możemy nazwać "incydentalnym" Łżykwiatem, bo to wyjątkowa sytuacja i nie odbywa się w kwietniu, ale w maju – wyjaśnia P. Pastusiak. – Tym razem świętowaliśmy bardziej w gronie rekonstruktorów, ale nie byliśmy zamknięci na odwiedzających – mieszkańców czy turystów – dodaje kasztelan.
Własnym sumptem, bez wsparcia
Rycerze zorganizowali wydarzenie własnym sumptem, bez wsparcia samorządów czy innych organizacji. – Przez ostatnie lata pisaliśmy projekty o dotacje, ale jakoś gmina, powiat czy władze wojewódzkie nie chcą wspierać tego typu wydarzeń. Nie będziemy mogli też liczyć na wsparcie w organizacji "Kramów inowłodzkich" na początku lata. Tam zawsze przygotowywaliśmy wiele atrakcji dla odwiedzających. W tym roku tej imprezy zatem nie będzie. Robimy wszystko, żeby Inowłódz pozostał na mapie historycznej Polski i dalej będziemy kontynuować nasze działania. Stukać o pomoc do kolejnych drzwi. Miejmy nadzieję, że z czasem z większą pomocą ze strony samorządów. W Drzewicy czy Sochaczewie tamtejsze władze jakoś częściej znajdują środki na wsparcie takich inicjatyw – informuje P. Pastusiak.
Burmistrz Bogdan Kącki, który gościł na "Łżykwiecie" w minioną sobotę, jest zadowolony ze współpracy z kasztelanem i jego drużyną. – Bardzo szanuję pana Piotra, jako człowieka, artystę i kasztelana. Doceniam to, co robi (również jego żona) w naszym mieście i gminie. To są bardzo kulturalni i odpowiedzialni ludzi. Na początku (Piotr Pastusiak jest kasztelanem w Inowłodzu od 7 lat – przyp. red.) robiliśmy wspólne imprezy z nakładem finansowym gminy. Jednak nie zostały one kupione przez szerszą publiczność. Okazało się, że są robione głównie dla samych rekonstruktorów – odpowiada burmistrz.
Komentarze