Można mieć talent i pasję i realizować je na deskach wielkich teatrów, ale można też dzielić się wiedzą i charyzmą z lokalnymi mieszkańcami. Tak od lat robi utalentowana aktorka i reżyserka Katarzyna Sołtan-Baranowska. Panie z prowadzonej przez nią grupy teatralnej "Czerwone Korale" z Rokicin zachwycają w komedii kryminalnej "Czekoladki".
Katarzyna Sołtan-Baranowska ma dużo uzdolnień. Na początku była lalkarką. W latach 1984–1986 pracowała w Lubuskim Teatrze im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze, od 1987 do 1995 r. związana była z Teatrem Lalka w Warszawie. W latach 2004–2008 grała na deskach Teatru Nowego w Łodzi. Jej debiut teatralny nastąpił w 1984 r. Pokazała się wówczas w podwójnej roli Ethalii i Eksperta III w "Rozmowach przy wycinaniu lasu" Stanisława Tyma w reż. Barbary Katarzyny Radeckiej na scenie Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. Widzowie znają ją też z ról kinowych i telewizyjnych, wystąpiła w produkcjach, takich jak np.: "Kobiety mafii", "M jak miłość", "Na sygnale", "Klan", "Na dobre i na złe", "Barwy szczęścia", "O mnie się nie martw", "Smoleńsk". Jedną z jej równie ważnych ról jest stworzenie i prowadzenie teatru amatorskiego "Czerwone Korale" w Gminnym Ośrodku Kultury w Rokicinach. Wraz z nim podczas ostatnich Tomaszowskich Teatraliów zdobyła Srebrną Maskę za spektakl "Czekoladki". Wyróżnienie aktorskie powędrowało do reprezentującej ten teatr Barbary Kiełbasy. Wyróżniono również reżyserkę spektaklu, czyli Katarzynę Sołtan-Baranowską. Pani Katarzyna chętnie z nami porozmawiała.
Joanna Dębiec: – Jest pani zawodową aktorką, ale uczy z wielkim powodzeniem amatorów, mieszkańców gminy Rokiciny.
Katarzyna Sołtan-Baranowska: – Tak, jestem zawodową aktorką. Tak się złożyło, że znalazłam się w tym rejonie razem z mężem. Kiedy pracowałam w Teatrze Nowym w Łodzi, gdzie byliśmy kilka lat, szukaliśmy jakiegoś domku. Znaleźliśmy domek letniskowy w Łaknarzu w gminie Będków, a że zaczęliśmy tu coraz częściej bywać, zaczęłam rozglądać się za jakąś pracą. Mogę pracować jako instruktor, jestem też muzykiem, uczę gry na fortepianie i wokalu. Tu jest mój drugi dom, pierwszy mam w Warszawie, gdzie jest cała moja rodzina.
– Wszystkie wymienione umiejętności przydają się w teatrze "Czerwone Korale"...
– Grupę prowadzę od jesieni 2018 r. Przechodziliśmy wspólnie różne etapy, łącznie z pandemią, która wymusiła przerwę. Ale na przestrzeni siedmiu lat zrobiłyśmy pięć spektakli, a raczej zrobiliśmy, bo miałyśmy jednego męskiego uczestnika, rodzynka. To było małżeństwo. Spektakle były różne. Zaczęliśmy od sztuki na podstawie "Listów śpiewających" Agnieszki Osieckiej. Potem był spektakl patriotyczny na podstawie pamiętników Kazimiery Iłłakowiczówny, sekretarza, jak to się nazywało wówczas, Józefa Piłsudskiego. Napisała wspomnienia o Piłsudskim. Wówczas nasz aktor Michał Woźniak, rodzynek, podczas Tomaszowskich Teatraliów zdobył wyróżnienie aktorskie. Po drodze było też opracowanie "Zemsty" Fredry "Oj, kot! Pani matko". Było to pięć lat temu. Michał grał wtedy Wacława, ale potem nasze małżeństwo, z powodu choroby Anny, musiało się z nami pożegnać. Teraz są same kobiety.
– W 2023 r. także zdobyliście "Srebrną Maskę"...
– Tak, to był kabaret muzyczny. Zagrało w nim sześć naszych pań. Na Teatraliach mamy spore doświadczenie i dobry odbiór, co nas bardzo cieszy. Teraz w naszym tetrze jest pięć kobiet.
– I wasz spektakl "Czekoladki" znów świetnie się ogląda...
– Znalazłam komedię kryminalną w jednym akcie. To bardzo przewrotna historia wg scenariusza Bożeny Kupis-Kucharskiej. W pierwotnym założeniu grają je panie o 20 lat młodsze. Ja prowadzę grupę seniorek i one grają tu siebie. To spotkanie pięciu kobiet w jednym domu, pełne intryg, maglowania wzajemnych urazów, emocji, podejrzeń. To bardzo aktorski materiał i mnie najbardziej zależało na tym, żeby wyjść na wysoki poziom aktorski. To zupełnie inny kaliber i cieszę się, że panie tak wspaniale sobie poradziły.
– Pokazują one, że w różnym wieku można znaleźć i rozwijać swoją pasję. Mają różne sytuacje życiowe, różne obowiązki, ale wieś nie musi ich ograniczać.
– Tak, to są bohaterki dnia codziennego. Coraz bardziej się rozwijają, choć próby mamy tylko raz w tygodniu. Ja od siebie dożyłam jeszcze dodatkowe, bo nie sposób było przepracować tak trudnego tekstu w tak ograniczonym czasie. Podziwiam moje aktorki, bo one mimo chorób, mimo różnych problemów rodzinnych, przychodzą i dają z siebie wszystko. Cały czas idziemy zwarte jak monolit. Podziwiam je i kocham. Na przestrzeni lat bardzo otworzyły się na teatr, aktorstwo, świat. Pokochałam ten teatr, mam zresztą doświadczenie w różnych teatrach, np. w Moszczenicy i Tłuszczu. Bycie instruktorem daje dużo satysfakcji.
– Dziękuję za rozmowę.
Komentarze