Sprawa odtworzenia stawu starzyckiego piętrzącego wody rzek Bieliny i Piasecznicy oraz dającego początek rzece Czarnej to temat, który wraca.
Zabiegają o to wędkarze, zwolennicy rekreacji na łonie natury i działkowcy sąsiadujący z resztkami stawu. Czasami w temat włączają się władze miasta, powstają programy i plany. Są już podobno dwa nowe warianty zagospodarowania terenu. Włączyła się w te rozważania Polska Akademia Nauk, w ramach której istnieje Europejskie Centrum Ekohydrologii. W tych planach jest również niewielka elektrownia wodna dająca energię na lokalne potrzeby.
Warto wrócić do historii. Kiedy powstał staw w tym miejscu? Trudno to ustalić, ale wiadomo, że wody wypływające ze stawu dawały napęd hydrauliczny maszynom włókienniczym manufaktury, a z czasem fabryki Fryderyka Stumpfa, który przeniósł z Tomaszowa do Starzyc swoją fabrykę. Niestety spłonęła ona w 1886 roku, a jej resztki nabył trzy lata później inny fabrykant z Tomaszowa Zussman Bornstein, który rozbudował zakład i wprowadził napęd parowy. Stawidło piętrzące wodę ciągle było potrzebne, bo woda była konieczna w procesie produkcji sukna i innych tkanin. Ta fabryka jednak też spłonęła w 1889 r. ale kotłownia dająca napęd maszynom przędzalniczym i tkackim ocalała. Odbudowana fabryka w dobie rozwijającej się elektryfikacji, około 1913/1914 r., decyzją Z. Bornsteina przeszła na napęd elektryczny. Przy stawidle, które z drewnianego stało się betonowym, powstała turbina elektryczna napędzana wodą. Przebudową stawideł zajmował się majster ciesielski Józef Tokarski, mieszkaniec Starzyc, które zostały włączone do Tomaszowa przez niemieckiego okupanta w 1915 r. Potomkowie cieśli Tokarskiego nadal mieszkają w Starzycach. Niewielki budynek hydroelektrowni istnieje do dzisiaj.
Oby te nowe plany nie były kolejnymi obietnicami decydentów.
J. Pampuch
Komentarze