Zamknięte granice, samoloty nie latają, coraz częściej odwoływane są też rezerwacje w nadmorskich kurortach nad Bałtykiem i w górach. Wydawało się, że w czasie pandemii najbezpieczniej będzie na agrowczasach, chociażby nad zalewem czy Pilicą. Okazuje się, że tutaj też ludzie boją się przyjeżdżać.
- Dzwonią i rezygnują. Na wakacje odwołane mam już połowę rezerwacji. Nawet z Warszawy przyjeżdżają na jeden dzień, bez noclegu. Z całym ekwipunkiem. Na małe zakupy do miejscowych sklepów też nie zaglądają - mówi właścicielka jednego z gospodarstwa agroturystycznych nad zalewem. - Ten sezon właściwie musimy spisać już na straty - dodaje inny przedsiębiorca z tej branży.
Turyści jednego dnia
Jesienią i zimą sprzątają, remontują, przygotowują wszystko na przyjęcie gości. Sezon w gospodarstwach agroturystycznych zaczyna się od świąt Wielkiej Nocy, ale nie w tym roku. - Zawsze od połowy kwietnia wszystkie weekendy miałam zajęte. Przyjeżdżali turyści głównie z dużych miast: Łodzi, Warszawy czy ze Śląska. W tym roku gościłam do tej pory tylko dwie rodziny. Teraz nie mam nikogo. Na początku epidemii dzwonili, że przyjadą, jak to wszystko się skończy. Wtedy perspektywa wyjazdu na wypoczynek na wieś, do lasu, nad wodę, na łono natury była czymś fajnym. Z czasem restrykcje zostały poluzowane, hotele i i restauracje otwarte, ale ludzie nadal boją się gdzieś wyjeżdżać. Teraz dzwonią, żeby odwołać albo przełożyć pobyty, nawet nasi stali klienci. Na Boże Ciało przyjadą rodziny, które zastrzegły sobie, że chcą mieć ośrodek tylko dla siebie na cały długi weekend. Zapłacą więcej, ale chcą czuć się bezpiecznie - wyjaśnia właścicielka gospodarstwa nad zalewem.
Czytała(e)ś wstęp naszego artykułu ? Spodobał Ci się ?
Kliknij aby wykupić Pełny dostęp
Nie masz uprawnień do publikowania komentarzy. Aby dodać komentarz musisz być zalogowany zaloguj się
Komentarze będą poddawane moderacji, zanim zostaną opublikowane.