Środa, 24 kwietnia 2024, Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego

ARBUZII miejsce  (proza)

Meisje met de parel

Takie jak ona, miejsca przy głównym trakcie w niderlandzkiej stolicy nie mogły zagrzać. Blade, sponiewierane kobiety, o smutnym, pustym spojrzeniu, upadłe moralnie.

Na nic zdałaby się peleryna, zakrywająca obszarpane ubrania i siniaki po ostatniej walce z pijanym klientem. Na nic byłoby związanie włosów czy obcięcie wypadających kołtunów – każda z nich wyglądała jak ludzkie nieszczęście.

Patrzono na nie jak na prawdziwe grzesznice. Ludzie opowiadali i dziwili się temu, jak to możliwe, że świat zacofany potrafi być na tyle, by pozwalać żyć niepokornym córom Marii Magdaleny na tej sławetnej ziemi. Drwili i poniżali, szydzili z nich, kobiety i mężczyźni – ci sami, którzy zapewne w niedalekiej przyszłości, za chwilę, będą kusić je kilkoma miedziakami, tylko w ich obecności ukazując prawdziwą, pospolitą twarz. Taka była ich już dola, tak mówili o nich inni, kiedy za dnia przechodziły biedniejszymi ulicami Amsterdamu, z zapadniętymi policzkami, lecz podniesionymi podbródkami, podczas gdy inne damy oczy swym dzieciom zamykały, by choćby przez spojrzenie nie przesiąkły brudem i żądzą, jaką ze sobą niosły.

Jednak to dziewczę, które najmizerniej spośród tamtych prostytutek wyglądało, nie było naznaczone nieróbstwem i żądzą, tak widocznymi u brudnych wszetecznic Amsterdamu. Ona oddałaby wszystko, by powrócić do czasów, gdy innym życiem mogła się parać, gdy pieniądze nie przechodziły przez jej dłonie jak przez sito, gdy jeszcze nie musiała na ulicy pomieszkiwać, by potem po raz pierwszy kochanką dla każdego, kto da pieniądze, zostawać. Całe dnie spędzała w pobliżu rozpadającej się kamienicy, tej samej, przy której pierwszego dnia znalazła schronienie, siedziała tam i czekała, jak towar na wystawie sklepowej, tylko do jednego stworzona. Czuła na sobie wzrok kolejnych klientów, nawet jeśli inne prostytutki dla siebie wybierali, wiedziała już, że kolejnym razem to ją któryś z nich ze sobą zabierze, a ona zgodzić się będzie na to musiała, bo tylko tak zarobi na przeżycie. Tylko jeden mężczyzna tych pijanych głupców nie przypominał – ale on słowem się do niej nie odezwał, odkąd po raz pierwszy natrafił na nią wieczorową porą. Pamiętała, jak przechodził tą samą ulicą, na której spędzała wolne wieczory. Szedł przed siebie, delikatnie unosząc wzrok, spoglądając na otaczające go budynki, nagle przystanął, na niej spojrzenie na dłużej zawiesił – a ona podbródek uniosła do góry, udając dumną z tego, co mogłaby mu dać, gdyby tylko ją na dzisiejszą noc wybrał. Patrzyła na niego dalej, póki wyrwany z rozmyślań, nie zniknął za kolejnym zakrętem, a potem robiła to samo, gdy kolejnego dnia, o tej samej porze obok przechodził. Potem były następne tygodnie, zawsze przystawał w tym samym miejscu. A ona patrzyła i czekała na cud.

W myślach już nazywała go mounsier, tak pewnie na nią patrzył, podczas gdy inni ledwo zaszczycali ją spojrzeniem – chyba że akurat spragnieni byli kobiecego ciała. I ona patrzyła na niego, otulona cienkim płaszczem, jaki zarzucony miała na gołe ramiona, patrzyła

i wyobrażała sobie, że ten mężczyzna w domu mógłby trzymać cenne skarby

z dalekich krajów, że mógłby i na niej oko zawiesić, urzeczony pięknem, jakie mogłaby od swojej świętej Marii Magdaleny odziedziczyć, że i ją, jak ten skarb z daleka mógłby do siebie zabrać. Pragnęła poprawy swego losu, zrobiłaby wszystko, aby nie spędzić kolejnych dni na schodach tej obskurnej, zaniedbanej kamienicy. Marzyła, drżąc z zimna, o ciepłym posiłku, dręczyła ją myśl o ciągłej biedzie i wszechobecnym głodzie. Patrzyła na niego więc ukradkiem, choć ten nigdy do niej nie podszedł, słowa ani jednego nie wypowiedział, jakby dalej nie wiedział, czy może do nierządnicy podejść, odezwać się jak do zwykłego człowieka, co honoru nie splamił swym moralnym upadkiem. W końcu jednak sama przyłapywała się na tym, że pragnęła poznać jego tożsamość, dowiedzieć się, czemu każdego dnia tuż po zmroku tutaj przychodzi – czy jest biedny, tak samo jak ona, czy jest kolejnym z klientów, którzy boją się rodzinę zdradzić, szukając przyjemności gdzieś indziej niż w żoninym łożu. Zastanawiała się nad jego imieniem, pracą i marzeniami, chciała wiedzieć, czego szukał z zaułkach Amsterdamu, czy przychodził tutaj dla niej i czy gdyby sama do niego podeszła, porozmawiałby z nią, zaprosił do siebie. Tak wielce pragnęła usłyszeć od niego odpowiedzi na jej dociekliwe pytania.

Aż w końcu pewnego dnia, jakby jej własnych pragnień wysłuchał, podszedł bliżej niej. I choć ledwo go w tych ciemnościach widziała, czekała, aż podejdzie do niej samej, aż rzuci się pod jej stopy, gdzie spadnie na niego błysk płynący z ognistych pochodni. I wnet to zrobił, ujął jej dłoń, ucałował lekko i poderwał ją całą do góry. Poprowadził ją ku wyjściu

z ulicy, a ona szła za nim, urzeczona i zadowolona, że wreszcie zebrał się na odwagę i wziął ją ze sobą. A jednak nadal pragnęła więcej.

– Jeśli chcesz, żebym poszła razem z tobą, musisz zapłacić mi więcej – rzuciła wtedy pewnie, przystając w miejscu. Uniosła podbródek do góry, pewnie, ale i spokojnie, gotowa w każdej chwili z nim walczyć. Może i dość miała tego życia, jakie przyszło jej wieść, ale nie zamierzała dać się tajemniczemu mounsier wykorzystać. – A nie będzie cię na to stać.

– Zapewniam cię, moja droga – odpowiedział jej po chwili, a głos miał równie pewny

i tajemniczy, jakim on sam wcześniej się jej zdawał. Zatrzymał się jednak nagle, tak, że wybrane przez niego dziewczę wpadło zaraz na niego spłoszone, odwrócił się w jej stronę

i z lekkim uśmiechem spojrzał na nią. Wzrok utkwił w jej ciemnych, zgubnych oczach,

w których dalej odbijało się światło płonących pochodni. – Uczynię cię wielką.

***

Tłumaczył jej ciągle, że ukazawszy światu swoje piękno, ukryte w rozwijającym się cierpieniu, da świadectwo ich wielkości - opowiadał o tym, póty nie zmiękła w jego ramionach, odrzucając głowę ku wielkim płótnom, jakie w jego mieszkaniu się znajdowały. Każde z nich inną postać przedstawiało, wszystkie jednak, zdawało się jej, że własne oczy

i uszy mają, specjalnie patrzą na nią, czekają na jej ruch, gotowe wyśmiać, jeśli wyciągniętej przed nią dłoni od mounsier nie przyjmie, jeśli daną szansę odrzuci. Ale będąc w ramionach mężczyzny, głodna, zmęczona i brudna, czująca każdą szramę, jaką na jej ciele ludzie inni pozostawili, udręczona tym pospolitym bogactwem, ciepłem rozpalonego ogniska

i miękkim dotykiem jego modnych ubrań, i ona stopniowo zaczynała pragnąć te przyjemności na własnej skórze odczuć. Pozwoliła się więc mu umyć, choć skóra jej, kiedyś mleczna

i pozbawiona skaz, teraz poszarzała z brudu i krwią zakrzepłą została naznaczona, skołtunione, ciemne włosy, którymi się jeno mogła wśród innych prostytutek chwalić, rozczesał lub obciął. Poszarpane i brudne halki do ognia wrzuciła, tak jak jej przykazał, dała się ubrać w nową, czystą koszulę, którą zaraz własnymi łzami zabarwiła, tak wdzięczna i rozmiłowana w chwilach, gdy mogła cieszyć się zdobytym choć raz szczęściem. Patrzyła w to swoje nowe oblicze, gdy dano jej jeść i pić, gdy przed lustrem postawiono, by w świetle nikłych świec mogła przyjrzeć się temu smukłemu dziewczęciu, które się do niej z płaskiego odbicia niewinnie uśmiechało. Tego dnia po raz pierwszy od dawna, uspokojona ciepłem domowego ogniska, o które mounsier zadbał, na kolana przed oknem padła, dłonie do modlitwy złożyła i złote usta Marii Magdaleny pobłogosławiła, że tak jak ona kiedyś, na dobrą ścieżkę mogła wrócić.

Ale mimo tego zgubnego piękna, dalej wyglądała jak ta prostytutka, którą każdego dnia pod zawalającą się kamienicą widywano – i żadne farby czy umiejętności mounsier nie mogły tego zmienić. Choć brud i krew zniknęły z jej lica, w oczach dziewczyny dalej sam diabeł się ukrywał i nie pozwalał zamkniętemu w oddali aniołowi wyjść do niego, by na obrazie go mógł uwiecznić. Choć kołtuny rozczesał, ciemne włosy dalej po jej ramionach spływały, jak po ziemi piekielnej płynęły rzeki w Hadesie – najciemniejsze pasma były jak dłonie nienawiści, dającego osąd Stysku, potem płynęły bledsze pasma lamentu, jakie niosła ze sobą Acheront, później włosy proste, które pod kręconymi puklami się skrywały, tak jakby i je Kokytos oskarżała, następna była Pyriflegeton i spieczone słońcem kosmyki grzywki. Na końcu płynęła rzeka zapomnienia, a Lete trzymała w garści jej siwe kołtuny, naznaczające dziewczę na zawsze czasem, jaki spędziła w niebycie. To wszystko jeno o jej nierządzie przypominało – niedługo potem kazał jej więc mounsier turban na głowę założyć i szczęście miał wielkie, że dziewczę otumanione było na tyle rozkoszą dotyku prawdziwego aksamitu, by kolejnych jego smętnych spojrzeń nie przyuważyć. A potem przyszedł czas na brązowy kubraczek, który z wdziękiem przywdziała, uśmiechając się do ucha od ucha, rozradowana tym, jak los się do niej potrafił uśmiechnąć.

A i uśmiech miała piękny, radosny, łagodny, a gdy poszerzał się on za każdym razem, gdy szorstkim pędzlem przejeżdżał po dziewczęcym podbródku, kąciki jej ust znikały za rumianymi policzkami. W świetle dziennym, jakie przez otwarte okna do środka wpadało, jedynie się on jeszcze bardziej rozświetlał, aż zaczął się nowy blask tlić, ufność w jej oczach przyciągała jeszcze bardziej, prawie tak samo jak kiedyś odsłonięty dekolt przyciągał nowych klientów. To jednak znowu mounsier przypomniało o niepewnej pracy swej pięknej muzy

i choć już wcześniej przez tygodnie na nią spoglądał, w wiedzy się upewniając, że odpowiednią kobietę do tworzenia dzieła zaprosił, wizje inne go czasem nawiedzały, które do obrazu słodkiego i niewinnego dziewczęcia nie pasowały, kazał więc jej uśmiechu się pozbyć.

Od tej pory siedziała na wysokim  krzesełku, dzień w dzień, podczas gdy mounsier pierwsze szkice rysował, barwy dobierał, skrzętnie jej iskrę i zapał pod kolejnymi warstwami ciemnego tła ukrywał. Dziewczęcej niepewności od niej wymagał, aż w końcu dostał ją, gdy ta potulnie czekała na niego, samej marząc, że to jej mąż do domu powraca, do żony swojej

i pani jego domu, którą w takich sukniach z radością mogłaby udawać. Patrzyła na świat zza okiennic kamienicy malarza – patrzyła na świat, którego dotąd zza brudnych ścian ulic ujrzeć nie mogła. A wtedy ona, z taką radością, ale i poczuciem przynależności się do niego odwróciła, jakby naprawdę swego męża w domu mogła witać – a mounsier zachwycił się nią mocno, tak przed miesiącami, gdy po raz pierwszy jej chudą twarz zauważył w świetle latarni, gdy dłoń wyciągała do obsłużonego klienta, by otrzymać swoją zapłatę i przeżyć kolejny dzień. Patrząc na nią, tak odpowiednio pochyloną, jakby właśnie oczy od cudu boskiego odsunęła, widział

w niej ten potencjał i to piękno, dla którego pod tę samą kamienicę przez tygodnie przychodził, by w końcu jej miejsce muzy zaproponować. Zabronił więc jej wielki mistrz usiąść, ruszył ku niej z przygotowanym płótnem, odpowiednie barwy wybrał, by uzyskany wreszcie widok na obraz przenieść, w widoczne ucho dziewczyny perłowy kolczyk wpiął i począł malować, spijając z jej twarzy ostatnie barwy nadziei, miłości i marzeń, których snucia dziewczyna się

w końcu dopuściła, póki bawełna i jedwabie jej ciało opływały.

***

Gdy mounsier ostatni raz przejechał pędzlem po rumianych policzkach namalowanej dziewczyny, nastał koniec bajki. Tego samego dnia oddała pożyczone ubrania, na pożegnanie przykładając lico do miękkiego jedwabiu, wchłaniając zapach bogactwa i ciepła, jakie jej wcześniej ofiarowano. Tęsknota za światem, którego nie zdążyła zakosztować, była jednak zbyt wielka – mimo tego, że ani jedna łza nie spłynęła na jej twarz, gdy dziękowała mu chłodno, jak czyniła tak po każdym wykonanym zadaniu, gdy już w czystych, ale dalej tak pospolitych, nowych ubraniach, stała przed gotowym obrazem, żegnając się z mounsier

i widmem życia, którego wieść by nigdy nie mogła. Nie zapłakała, gdy jej prawą dłoń

w swoją ujął i zamiast podarować ostatni pocałunek, perłowy kolczyk w niej zacisnął. Nie zakwiliła, gdy tamtejsi lichwiarze nie chcieli dać żadnych pieniędzy za jeden, ukradziony pewno komuś, perłowy kolczyk, gdy patrząc jej w oczy drwili i tłumaczyli, że prostytutka nic u nich nie zdobędzie. Nie wydała z siebie dźwięku, gdy wróciła na ulicę, a wzrok przemknął po setkach ludzi na targowisku i sam umknął w bok, gdzie wśród ciemności zaułków dojrzała te pospolite uśmiechy na twarzach kobiety, które kiedyś za własne siostry i towarzyszki uważała. Żadna z nich nie wyglądała jak niewiasta, którą mounsier w niej widział i którą

z niej na płótnie uczynił. Żadna nie zaznała miłości i bogactwa, żadna nie była na tyle głupia, by tak wiele od życia wymagać, żadna nie była nią, by wiedzieć, co taka strata może

z człowiekiem uczynić. Tamtej nocy zapomniała jednak, jak bardzo chciała uciec od myśli, jak podobna do nich była. Ponieważ tamtej nocy znów usiadła w pobliżu wysokiej, zniszczonej kamienicy i otuliła się na wpół podartym kocem, jaki jedna z niepokornych córek Marii Magdaleny rzuciła jej pod nogi.

Wtedy jednak po raz pierwszy zapłakała, gdy tej samej nocy położyła się na brudnej

i zimnej ziemi, zrozpaczona i już przez biedę pokonana, znów robiąc to, do czego ją stworzono. W myślach powtarzała sobie jeno, że żadne pieniądze świata, jakie w podzięce za obsłużenie mogłaby dostać, nie będą tak ważne jak ściskany ciągle przez nią w dłoni perłowy kolczyk.

Ale gdy tydzień później, ciało martwej prostytutki znaleziono na tej samej ulicy, pod tą samą, starą i walącą się kamienicą, perłowej biżuterii, dotąd ukrytej w jej ręce, nie było.

Literacki Laur Arbuza Pokaż galerie

Pin It


TIT - Tomaszowski Informator Tygodniowy
Agencja Wydawnicza PAJ-Press

ul. Długa 82
97-200 Tomaszów Mazowiecki,
tel. 44 724 24 00 wew. 28 (biuro ogłoszeń)
tel. kom. 609-827-357, 724-496-306

WYRÓŻNIONE

Z nadejściem ciepłych dni na ulicac...

Budynek po dawnym Przedszkolu nr 3 ...

Gmina Rokiciny Siedemset złotych m...

W Chociwiu (gm. Czerniewice) w ogni...

Jeszcze raz przekonaliśmy się, że n...

W ostatnich dniach kierowcy musieli...

W minionym tygodniu na tomaszowskic...

Dwa lata temu Roland Cieślak był se...

W środę, 24 kwietnia, odbyła się se...

Zwołała ją Rada Gminy Lubochnia 23 ...

NAJNOWSZE

Budynek po dawnym Przedszkolu nr 3 ...

W środę, 24 kwietnia, odbyła się se...

W Chociwiu (gm. Czerniewice) w ogni...

Gospodarka nieruchomościami w Tomas...

...to tylko jeden z "subtelnych, ni...

Niewiele jest w Tomaszowie dzielnic...

Są w Tomaszowie ulice, które przypo...

Jeszcze raz przekonaliśmy się, że n...

Ciekawą ofertę przygotowało dla tur...

Witacz to znak ustawiany przy wjeźd...

 

Stan jakości powietrza według Airly
TOMASZÓW MAZOWIECKI