- mówi tomaszowianka, która uczestniczyła w niedzielnym "Wielkim Marszu".
Na apel Adriana Witczaka – szefa tomaszowskiej PO odpowiedziało około 300 osób. Z naszego miasta do Warszawy wyjechali pięcioma autobusami. Sporo osób dotarło na marsz prywatnymi środkami transportu.
- Atmosfera była wspaniała – mówi Monika. – Wprawdzie nie dotarliśmy na czas na Plac Zamkowy, wprawdzie poruszanie się w tak olbrzymim tłumie jest męczące, ale wszechobecny nastrój radości, wzajemnej życzliwości i uśmiechy, które nie schodziły nawet ze zmęczonych twarzy, rekompensowały wszelkie niedogodności. Takiego nagromadzenia pozytywnej energii nigdy dotąd nie doświadczyłam.
Co ciekawe, wielu ludzi, z którymi rozmawialiśmy, nie jest zagorzałymi sympatykami Platformy Obywatelskiej. – Dla mnie bardziej liczył się wymiar społeczny wydarzenia niż fakt, że organizuje je jakaś konkretna partia polityczna – mówi Stanisław. – Mam po prostu dosyć tego co się w kraju dzieje – wszechobecnej obłudy, korupcji i traktowania Polski przez rządzących jak prywatnego folwarku.
A nie przeszkadza wam, że według oficjalnej telewizji uczestniczyliście w bronieniu ruskiej agentury i marszu nienawiści – pytam. – To jeszcze nic – śmieje się Agata. – Niebawem pewnie dowiemy się, że płacił nam Putin, a naszym celem był zamach na Kaczyńskiego. Nie wiedziałam – śmiać się czy płakać, kiedy znajomi relacjonowali mi to, co przekazywało np. TVP Info. Ale cóż, jak mawiał klasyk – tonący brzydko się chwyta.
and